Kolejny krok w wojnie z hejterami – strona musi przekazać IP także przy powództwie cywilnym

Przewijaj

Anonimowość w sieci to temat dość pokrętnie rozumiany przez internautów. W opinii wielu jest ona równa bezgranicznemu i pozbawionemu konsekwencji wypisywaniu w internecie wszystkiego, na co tylko mają ochotę. Na dodatek bezpieczna bariera szklanego ekranu dodaje w tej materii pomysłowości i odwagi. Na szczęście nie tak to działa, choć procedura walki z tego typu zachowaniami rodzi się od kilku lat – i to w bólach. 

Wytropienie internauty, który dopuszcza się naruszeń w sieci nigdy nie było zadaniem łatwym. Przy odpowiednim stopniu determinacji szanse – wbrew przekonaniu niektórych młodych ludzi, którzy chwilę wcześniej odkryli mechanikę proxy – są ogromne. Szczególnie duże szanse na zwieńczone sukcesem polowanie mają oczywiście organy ścigania. W przypadku naruszania naszych dóbr osobistych w sieci od lat zdecydowanie skuteczniejszą metodą tropienia anonimowego internauty było zwrócenie się ze sprawą na policję (np. w zw. z art 212 kodeksu karnego, czyli zniesławieniem). Od lat trwa dyskusja czy ten przepis ma w ogóle sens, a jego zastosowanie wielu chciałoby pozostawić regulacji jedynie kodeksu cywilnego. Nie da się odmówić temu postulatowi wielu sensownych atutów, natomiast patrząc przez pryzmat tematu dzisiejszego wpisu – tropienia anonimowego internauty w sieci – samodzielny proces cywilny nigdy nie wydaje się dobrym rozwiązaniem. Dlatego, trochę siłą rzeczy, wielu poszkodowanych w internecie musi uruchamiać procedurę karną nawet w sytuacjach, gdy nie jest ona aboslutnie konieczna i szczególnie sensowna.

Mieliśmy już w Polsce narzędzia prawne, w myśl których istniało prawo do uzyskania danych osobowych (w postaci np. adresu IP) internauty, który naprzykrzył nam się w internecie. Istniał kiedyś taki oto przepis w ustawie o ochronie danych osobowych, z zupełnie niezrozumiałych dla mnie powodów został on jednak uchylony:

[Uchylony] Dane osobowe, z wyłączeniem danych, o których mowa w art. 27 ust. 1, mogą być także udostępnione w celach innych niż włączenie do zbioru, innym osobom i podmiotom niż wymienione w ust. 1, jeżeli w sposób wiarygodny uzasadnią potrzebę posiadania tych danych, a ich udostępnienie nie naruszy praw i wolności osób, których dane dotyczą.

Uchylenie art. 29 doprowadziło do sytuacji, w wyniku której udostępnianie danych osobowych zaczyna budzić liczne wątpliwości, wymaga kreatywnej interpretacji pozostałych przepisów ustawy (np. art. 23), jak również sięgania do przepisów szczególnych, KPK  czy ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Jest to o tyle problematyczne, że udostępnienie czyichś danych (w tym wypadku adresu IP) jest zagrożone sankcją wynikającą z art. 51 ustawy o ochronie danych osobowych i w tej sytuacji zupełnie nie dziwi, że administracje portali internetowych nie są chętne do lekkomyślnego rozdawania tych danych – szczególnie osobom prywatnym.

Kto administrując zbiorem danych lub będąc obowiązany do ochrony danych osobowych udostępnia je lub umożliwia dostęp do nich osobom nieupoważnionym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Powodem niniejszego wpisu jest właśnie orzeczenie w sprawie, w której wydawca serwisu internetowego nie chciał przekazać adresu IP. Sprawę opisała Rzeczpospolita. Reżyser o inicjałach R.S. poczuł się urażony wpisami w komentarzach na jednym z portali i zdecydował się dochodzić swoich spraw – w procedurze karnej i cywilnej. W karnej administrator portalu nie widział przeszkód, wydał dane policji i prokuraturze. W sprawie cywilnej (argumentacją była ochrona dóbr osobistych, w tym wizerunku) kwestia wydania IP spotkała się jednak z odmową. Jestem w stanie zrozumieć obawy wydawcy portalu z powodów wyżej opisanych. Powoływał się on ponadto na treść art. 18 ust. 6 uśude i podkreślając, że sam zamiar skierowania sprawy do sądu nie uzasadnia potrzeby wydania takich danych. Ponadto podnoszono, że wpisy na internetowym forum miały charakter lekki, satyryczny, a osoba publiczna nie powinna być na swoim punkcie aż tak bardzo wrażliwa.

Usługodawca udziela informacji o danych, o których mowa w ust. 1-5, organom państwa na potrzeby prowadzonych przez nie postępowań.

Reżyser znalazł wsparcie w GIODO, które naciskało, by portal wydał dane osobowe niezbędne na potrzeby procesu cywilnego. Ostatecznie jednak sprawa trafiła przed Wojewódzki Sąd Administracyjny, a ten najpierw się pomylił, potem został przywołany do porządku przez NSA i ostatecznie ponownie rozpoznając sprawę orzekł, że wykładnia art. 23 ustawy o ochronie danych osobowych jest jasna (tak twierdzi WSA – II SA/Wa 569/14): 

  • do uzyskania adresu IP wystarczy sam zamiar  powództwa cywilnego
  • nie jest też rolą portalu ocenianie czy zamiar powództwa ma w ogóle uzasadnienie faktyczne lub prawne

Orzecznictwo najważniejszych sądów w Polsce coraz bardziej ewoluuje w tym kierunku, by pozyskiwanie adresów IP była łatwe, choć w ostatnich latach nawet sam NSA wydał kilka częściowo sprzecznych ze sobą wyroków w tej sprawie (choć zmiany idą w sensownym kierunku).

Jak wiadomo problematyka wydawania adresów IP osobom prywatnym może budzić pewne wątpliwości. Poza tym nie rozwiązuje to przecież całego problemu, ponieważ posiadając adres IP musimy też ustalić kto był jego właścicielem w określonym czasie, czyniąc to we współpracy z dostawcą usługi internetowej – jestem przekonany, że i to zagadnienie będzie budziło wątpliwości  i sprawy nie rozwiąże tak łatwo art. 159 prawa telekomunikacyjnego.

Wątpliwości może budzić więc fakt, że zainteresowany internauta może uzyskać adres IP, a następnie wykorzystać go do sobie znanych celów bez ostatecznego wytaczania powództwa cywilnego. Jednocześnie jednak przyjęte przez WSA rozwiązanie wydaje się na chwilę obecną optymalne, ponieważ możliwość dochodzenia swoich praw była dotąd bardzo ograniczona, natomiast z uzyskanym IP… tak naprawdę niewiele można zrobić, do żadnych psot też się on nie przyda.

Najdziwniejsze jest to, że problem byłby o wiele mniej złożony, gdyby nie felerna nowelizacja ustawy o ochronie danych osobowych z 2011 roku. Na szczęście zupełnie nowa ustawa w tym temacie ma powstać w ciągu dwóch lat – donosi dzisiejszy newsroom lex.pl. Muszę jednak przyznać, że w zakresie zmian prawa nowych technologii z nowelizacji na nowelizację coraz mniej ufam ostatnio naszemu ustawodawcy.

1 Comment

Submit a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *