Post na Facebooku, nawet o małym zasięgu, może naruszać dobra osobiste

Przewijaj

Facebook, podobnie jak i cały internet, nie jest terytorium niezależnym od przepisów obowiązującego prawa. Nic zatem dziwnego, że serwis, z którego korzysta kilka milionów Polaków, coraz częściej gości na wokandzie – nawet jeśli nie w roli bezpośrednio zainteresowanego, to jako arena interesujących starć.

Do bardzo ciekawego wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie dotarł Olgierd Rudak, autor znakomitego bloga prawnego Lege Artis. Pewien człowiek kupił spodnie marki T. w galerii handlowej Złote T. (ekhm), jednak krótko po tym fakcie pojawiły się pewne problemy w procedurze reklamacyjnej. Niezadowolony klient chciał dokonać ich zwrotu w ramach rękojmi, sklep powoływał się na okoliczności sprzedaży konsumenckiej i nieco inną paletę możliwości wynikającą z nieistniejącej już dziś niezgodności towaru z umową. Ostatecznie sklep, po konsultacji z księgowym, ugiął się pod żądaniami klienta przyjmując reklamację w ramach rękojmi i w ciągu kilku kolejnych dni rozpatrzono ją pozytywnie. Nie to było jednak istotą całego procesu.

Jak czytamy w uzasadnieniu wyroku, kilka chwil po powrocie z galerii handlowej Złote T. (ekhm) klient zdecydował się, jak wielu z nas ma to zapewne w zwyczaju, zrelacjonować nieprzyjemności minionego dnia na swoim profilu w serwisie Facebook. Wpis ten spotkał się ożywionym odzewem kilkudziesięciu osób w komentarzach i powszechną aprobatą (cóż za wspaniały eufemizm słowa “like”):

„Kiedy dzisiaj próbowałem reklamować zakupioną w sklepie (…) w Złotych T. rzecz usłyszałem od sprzedawczyni a następnie kierowniczki sklepu, że mogę zgłosić reklamację wyłącznie z tytułu gwarancji a nie mogę z tytułu rękojmi bo: >>po pierwsze nie przyjmujemy reklamacji z tytułu rękojmi; po drugie przepisy o rękojmi już nie obowiązują<<… Oczywiście po awanturze wymusiłem to co chciałem ale zapewne dziennie setki innych klientów tej nieuczciwej sieci (nie posiadającej wykształcenia prawniczego lub odpowiedniej wiedzy w tym zakresie) jest nabijanych butelkę. Jestem w szoku, że można prowadzić biznes w tak bandyckim stylu i bezczelnie oszukiwać klientów w biały dzień w centrum miasta w jednej z najmodniejszych galerii handlowych.”

Wielkie musiało być zdziwienie niezadowolonego (jak już zapewne zauważyliście – niesłusznie) klienta, kiedy ten otrzymał wezwanie od pełnomocnika sklepu z żądaniem usunięcia naruszenia dóbr osobistych. Przeprosić się nie zdecydował i sprawa trafiła do sądu.

Sprawy o naruszenie dóbr osobistych były omawiane na łamach Techlaw.pl wielokrotnie. W telegraficznym skrócie streszczę więc jedynie, że powód podnosił, że zamieszczony post godził w jego dobre imię, stawiało markę w złym świetle, na dodatek narażając ją na utratę zaufania klientów. Klient, zwany od tej pory pozwanym, starał się udowadniać, że jego działanie nie było bezprawne i miało na celu ochronę interesu publicznego. Sąd rozpatrujący sprawę w I instacji podkreślił jednak, że “w związku ze zgłoszoną wadą towaru brak było przypisywanych tej stronie przez pozwanego, nieprawidłowości”. Uznano więc, że doszło do naruszenia dóbr osobistych i choć pozwany złożył apelację, to Sąd Apelacyjny zdecydował się jej nie uwzględnić.

Rozsądna ocena zawartych we wpisie pozwanego sformułowań o „ bandyckim stylu” prowadzenia działalności pod marką T., wiązane z twierdzeniem o „ oszukiwaniu klientów” i ich „ nabijaniu w butelkę”, musi być negatywna. Musi być negatywna i wobec stwierdzenia, iż sam przebieg procesu reklamacyjnego, nie uzasadniał tezy o nieuczciwości powoda, ale także i z tego względu, iż użyte we wpisie wyrażenia są, same w sobie, obraźliwe i zniesławiające.

Pozwany klient został zobowiązany do opublikowania na swoim profilu stosownego oświadczenia z przeprosinami.

Jak bardzo publicznym medium jest Facebook?

Wyrok sądu jest oczywiście bardzo dobrym wyrokiem, natomiast dla mnie w tej sprawie zdecydowanie ciekawszy był wątek samego Facebooka. O ile bowiem zdarzały się już sprawy związane z przepychankami na fanpage’ach czy tzw. publicznych profilach internetowych celebrytów (najczęściej takie z włączoną opcją “obserwowania”), to z dość szczątkowo podanego stanu faktycznego tej sprawy wynika, że niezadowolony klient, dobra osobiste powoda naruszał na swoim profilu prywatnym. Przy czym najpewniej publikowane posty były w pełni publiczne (popularny błąd mniej doświadczonych internautów, choć niektórzy traktują to jako świadomą decyzję).

Nie do końca podoba mi się ten fragment wyroku Sądu Apelacyjnego, który wprawdzie może być adekwatny do tej konkretnej sytuacji, to jednak z całą pewnością nie jest stwierdzenie, że posty na Facebooku są z zasady publiczne. Nie zmienia to natomiast faktu, że dokonanie naruszenia dóbr osobistych mogło się odbyć również w sytuacji, gdyby post adresowany był tylko do zamkniętego kręgu znajomych.

Nie można przy tym podzielić zapatrywania pozwanego, że portal społecznościowy na którym umieszczony został wpis, ma ograniczony krąg adresatów. Z zasady działania tego portalu wynika, iż wpisy dostępne są nawet dla niezalogowanych w portalu osób, zbliżając dostępność zawartych informacji do dostępności na zwykłej stronie internetowej. Twierdzenie więc, iż ograniczony krąg adresatów pozwalał na ostrzejszą formę wypowiedzi i przesunięcie (rozszerzenie) granic racjonalnej krytyki nie znajduje uzasadnienia.

Choć, oczywiście, w przypadku postów tylko dla znajomych, o wiele trudniej znaleźć się w orbicie zainteresowań prawników. Posty publiczne, nawet napisane na prywatnym profilu, nie mają dziś natomiast dużych szans w starciu z monitoringiem mediów społecznościowych. Sami tylko Polacy mają w tej materii spore osiągnięcia. Odnoszący globalne sukcesy Brand24 przeczesuje sieć dla największych polskich spółek, a w ślad za nim idą Instytut Monitorowania Mediów czy SentiOne.

brand24
Monitoring techlaw.pl w usłudze Brand24 (Brand24.pl)

Być może to właśnie jedno z takich narzędzi “wyłapało” niesfornego klienta. Potwierdza to tylko lansowaną przeze mnie od pewnego czasu teorię, że tego typu usługi mogą być bardzo przydatne nie tylko dla blogera czy PR-owca, ale właśnie w zawodzie prawnika. Na pewno kiedyś Wam o tym opowiem.

2 Comments

Submit a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *