Przez długi czas mówiono o tym, że Twitch trafi w ręce Google, a tymczasem bardzo nieoczekiwanie powędrował w kierunku… Amazonu.
W zasadzie na początku lata dość otwarcie mówiono już o nim jako o części grupy serwisów Google, w zmianach polityki dotyczących prawa autorskiego doszukiwano się nawet złowieszczego upodobniania do YouTube’a (Twitch wprowadził systemy wyszukiwania m.in. bezprawnie użytej muzyki w filmikach, które zostały zapisane w pamięci serwisu). Tymczasem po serwis będący Mekką e-sportowców i mniej zaangażowanych graczy ostatecznie sięgnął Amazon. Teraz Google musi kupić Amazon – żartują analitycy.
Twitch w powszechnej świadomości wsławił się jako serwis, w którym zainteresowani światem gier video mogą oglądać poczynania innych graczy. Najbardziej charyzmatyczni uzyskali tam status wirtualnych celebrytów, skupiając wokół siebie setki tysięcy fanów, którzy na żywo oglądają ich postępy i gorąco im kibicują. Do świadomości powszechnej przedostawał się najczęściej za pośrednictwem niecodziennych akcji (np. złotej rybki grającej w Pokemony lub wspólnego “przechodzenia” gry). Całość działa na zasadzie strumieniowania i oczywiście spotyka się z problemami prawnymi, które omawiałem na łamach Techlaw.pl:
- Screenshoty z gier a prawo autorskie
- Zanim zostaniesz vlogerem – YouTube a prawo
- W “Rzeczpospolitej” o prawnych aspektach streamingu
I przy okazji kilku innych wątpliwości dotyczących prawnej natury prezentowanych tam treści (np. czy gracze przechodzący całe gry fabularne na oczach wielkiej widowni nie godzą aby w interesy twórców tej gry), które być może omówimy w przyszłości.
Dlaczego Amazon, gigantyczny globalny sklep internetowy, rewolucjoniści rynku ebooków, zdecydował się kupić sobie serwis, w którym ludzie oglądają jak inni grają w gry, płacąc przy tym blisko miliard (970 mln) dolarów? Cóż, przede wszystkim Amazon odniósł już kilka wielkich sukcesów, a teraz dywersyfikuje rynki swojego działania. Nie należy więc doszukiwać się w tym jakiejś spójnej polityki rozwoju sklepu internetowego. Jeff Bezos, prezes firmy, wcześniej kupił m.in. The Washington Post i chce udowodnić wszystkim, że jeszcze za wcześnie na pochowanie tradycyjnej prasy. Jest też inwestorem w kilku pomniejszych projektach, m.in. Business Insiderze, który zresztą świetnie opisuje i analizuje kwestię przejęcia Twitcha.
Branża gier video nie jest do końca ulubionym rynkiem reklamodawców, na przestrzeni wielu lat byli oni bardzo sceptyczni wobec graczy, którzy przeważnie nigdy nie mieli pieniędzy, które mogliby wydać na reklamowane produkty. Nieco inaczej rysowała się sytuacja e-sportu, który bardzo szybko skomercjalizował się przyciągając w roli sponsorów duże marki sportowe, a z czasem sięgając też w inne rejony gospodarki (m.in. firmy bukmacherskie). E-sport to jeden z motorów napędowych Twitcha, zarazem na skalę tak bardzo globalną, że nawet mieszkańcom Korei Południowej (gdzie StarCraft uchodzi za sport niemalże narodowy) się nie śniło.
W Stanach Zjednoczonych, jak wylicza Business Insider, serwis ma 44% udziału w rynku streamingu na żywo, kilkukrotnie przewyższając między innymi sztuki walki czy sportowe poczynania stacji ESPN. W 2013 roku ponad 58% widzów serwisu poświęcało na oglądanie jego zasobów przynajmniej 20 godzin tygodniowo. Twitch jest zintegrowany ze wszystkimi istotnymi platformami mobilnymi, komputerami, konsolami i to do tego stopnia, że całkiem jeszcze nowa generacja tych ostatnich umożliwia szybkie przesyłanie elementów rozgrywki bezpośrednio na łamy serwisu, jak gdyby był obecny w naszej świadomości przynajmniej tak długo jak YouTube. A startował w 2011 roku jako niewielka dywizja Justin.tv. Tego ostatniego zresztą niedawno zamknięto, w pełni koncentrując się na Twitchu.
Rynek graczy bardzo zmienił się w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Pionierzy doczekali się już zupełnie nowego pokolenia, które bardziej niż Quake’a czy Baldur’s Gate ceni sobie Minecrafta i League of Legends. Wszyscy oni tworzą jednak wielopokoleniową społeczność, która rozumie gry i względnie się nimi interesuje. Pierwsi gracze są już dziś dorosłymi ludźmi z sukcesami, stając się przy tym potencjalnym celem reklamodawców. Tak się zresztą dzieje, Twitch już teraz zarabia na wyświetlaniu reklam i podobnie jak YouTube dzieli się tymi przychodami z twórcami, którzy decydują się u nich na żywo nadawać. Największa gwiazda serwisu – PewDiePie – dzięki przychodom z reklam w serwisach społecznościowych zarabia około 4 milionów dolarów rocznie (wprawdzie większość pochodzi z przodującego nadal tej działce YouTube’a). Ale to chyba najlepsza odpowiedź na pytanie dlaczego Amazon zdecydował się wyłożyć 250-krotność tej kwoty na zakup całego serwisu.
A czemu Twitch nie wybrał Google’a? Podobno zadecydowała bardziej zgodna wizja przyszłości usługi.