Światowe media estoński wirtualny meldunek opisują w charakterze ciekawostki, ale w mojej ocenie praktyczne wdrożenie zaprezentowanej idei może zmienić sposób w jaki z internetu korzystamy w Europie, a może i na całym świecie.
E-rezydencja nie jest równoznaczna z otrzymaniem estońskiego obywatelstwa lub np. prawa pobytu na terenie Estonii. To internetowa oferta tego niewielkiego bałtyckiego państwa, która umożliwi dostęp do usług cyfrowych na terenie Estonii – szeroko pojętej papierologii, kontaktów z urzędami, bankowością, prowadzeniem działalności gospodarczej.
W tym także posługiwania się elektronicznym podpisem, który z mocy prawa będzie respektowany na terenie wszystkich krajów Unii Europejskiej. Jest to nowocześniejszy odpowiednik odręcznego podpisu, posiadający taką samą moc prawną. Teoretycznie funkcjonuje on na terenie krajów UE, także w Polsce – praktycznie w wielu miejscach brakuje odpowiedniej infrastruktury, praktyki i komfortu korzystania z tego rozwiązania.
Właśnie z tego ostatniego powodu pomysł wydaje się tak interesujący, nie tylko dla Estończyków. Zresztą, sam rząd Estonii w niespotykanie przyjazny dla polskiego internauty sposób przyznaje, że celuje także w gości z zagranicy, m.in. Stanów Zjednoczonych, których z Tallinem łącza na przykład relacje biznesowe. Podobnie jak niektóre kraje Skandynawii, tak i Estonia jest jednym z tych państw, które upatrują swojej przyszłości w nowoczesnych technologiach. W światowych rankingach znajduje się w ścisłej czołówce cyfryzacji.
E-rezydencja byłaby wydawana w formie plastikowej karty przywodzącej na myśl dowód osobisty, ale bez zdjęcia posiadacza. Zawierałaby za to stosowny mikrochip, który w połączeniu z czytnikiem połączanym przez port USB do komputera legitymowałby liczne nasze poczynania w sieci. I tak może się stać w istocie – że to przez Estonię będzie przepływał e-biznes i to biznes w rozumieniu europejskim, a nawet globalnym.
Minusem jest proces rejestracji, który na chwilę obecną kosztuje około 50 euro, ale wymaga też obecności – przynajmniej dwukrotnej – na terenie Estonii. Natomiast niewątpliwie światły rząd tego bałtyckiego państwa już powoli myśli nad alternatywą, która pozwalałaby na pozyskanie e-rezydencji za pośrednictwem estońskich… ambasad. Oczywiście, to takie proste!
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że państwa takie jak Monako, Malta czy Luksemburg wykorzystują swój niewielki rozmiar i specyficzną pozycję do konkurowania (lub współpracy) ze światowymi mocarstwami. Tym razem jednak mówimy o postkomunistycznej Estonii, o populacji nie większej, niż populacja Warszawy, od lat zawieszonej pomiędzy Unią Europejską, a ryzykiem wynikającym z sąsiedztwa pewnego azjatyckiego dyktatora. Jeżeli Szwajcaria gwarantuje sobie bezpieczeństwo jako kraj bankowości, być może Estonia zbudowałaby fundamenty swojej międzynarodowej pozycji na roli światowej stolicy internetu? Z zaprezentowanym innowacyjnym rozwiązaniem jest to bardzo możliwe.
Projekt wystartuje pod koniec roku.
Fot. tytułowa: Kris Haamer/Flickr, CC BY 2.0