Instytucje bibliotek są w naszej kulturze i tradycji zakorzenione tak bardzo, że o wiele lat wyprzedzają istnienie prawa autorskiego – i być może z tego właśnie powodu ustawach o prawie autorskim się nie kłaniają, choć w wielu aspektach nie do końca idą w parze z samą jego ideą.
Nie trzeba zresztą daleko szukać, o bibliotekach pośrednio wspominają art. 27 i art. 30 dobrze nam znanej ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, a w szczególności artykuł 28, który czyni wyjątek w sferze bezwzględnych praw autorskich, głosząc:
Biblioteki, archiwa i szkoły mogą:
1) udostępniać nieodpłatnie, w zakresie swoich zadań statutowych, egzemplarze utworów rozpowszechnionych,
2) sporządzać lub zlecać sporządzanie egzemplarzy rozpowszechnionych utworów w celu uzupełnienia, zachowania lub ochrony własnych zbiorów,
3) udostępniać zbiory dla celów badawczych lub poznawczych za pośrednictwem końcówek systemu informatycznego (terminali) znajdujących się na terenie tych jednostek.
Jednakże to nie instytucja bibliotek jest głównym bohaterem niniejszego wpisu. Autorzy i przede wszystkim wydawcy książek – jakby art. 28 pr. aut. było mało – muszą przełknąć jeszcze kilka gorzkich przepisów wyrażonych w ustawie z dnia 7 listopada 1996 r.o obowiązkowych egzemplarzach bibliotecznych (Dz. U. z dnia 23 grudnia 1996 r.), która w pierwszej kolejności kojarzy się – oczywiście – z książkami. W praktyce jednak obejmuje szereg dóbr kultury.
Obowiązkowy egzemplarz biblioteczny – nie tylko książki!
Nakłada ona na wydawcę obowiązek przekazywania dzieł do bibliotek (jednocześnie obowiązkiem obarczając same biblioteki – w zakresie gromadzenia dorobku wydawniczego). Niezwykle ciekawy i obszerny jest katalog “publikacji”, które art. 2 zalicza do podległych mocy ustawy, wyliczając dzieła:
1) piśmiennicze, jak: książki, broszury, gazety, czasopisma i inne wydawnictwa ciągłe, druki ulotne, afisze,
2) graficzne i graficzno-piśmiennicze, jak: mapy, plakaty, plany, wykresy, tabele, rysunki, ilustracje, nuty,
3) audiowizualne utrwalające dźwięk, obraz lub obraz i dźwięk, jak: płyty, taśmy, kasety, przeźrocza, mikrofilmy, mikrofisze,
4) zapisane na informatycznych nośnikach danych,
5) oprogramowanie komputerowe.
Co więcej, obowiązek ten dotyczy też kolejnych wydań danych publikacji, mutacji prasy i jej alternatywnych wersji językowych, przedruków dzieł już wcześniej publikowanych, “wydań bibliofilskich”, jak również dzieł, które wcześniej nie były udostępniane publicznie, a utraciły status tajne/poufne. Jeżeli wydawca decyduje się na kilka standardów wydawniczych – w ramach egzemplarzy obowiązkowych musi udostępnić ten najlepszy (czyli np. z kolorowymi ilustracjami i w najtwardszej oprawie). Ustawa zawiera też katalog dzieł wyłączonych spod tego przymusu (m.in. pisma państwowej administracji), jak również przyznaje uprawnienia ministrowi właściwemu ds. kultury do rozbudowania tego katalogu we własnym zakresie.
Ustawa definiuje również pojęcie wydawcy, dość logicznie wskazując, że wydawcą przeważnie jest ten, kto widnieje pod takim tytułem na oznaczeniach publikacji i prowadzi na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej działalność polegającą na publikowaniu dzieł. Warto natomiast nadmienić, że prawo przewiduje też w tej materii jeszcze jedną okoliczność. Gdy wydawca znajduje się za granicą, ale producentem jest polska firma – to na niej spoczywa obowiązek dostarczenia egzemplarza obowiązkowego.
Temat w XXI wieku nie był już podejmowany
Z mocy ustawy po dwa egzemplarze przysługują Bibliotece Narodowej i Bibliotece Jagiellońskiej. Minister Kultury w drodze rozporządzenia (Rozporządzenie Ministra Kultury i Sztuki z dnia 6 marca 1997 r. w sprawie wykazu bibliotek uprawnionych do otrzymywania egzemplarzy obowiązkowych poszczególnych rodzajów publikacji oraz zasad i trybu ich przekazywania) określa katalog pozostałych bibliotek, które mają prawo do jednego takiego egzemplarza (jest ich obecnie kilkanaście) oraz bibliotek regionalnych, którym przysługują dzieła dotyczące walorów określonego regionu. Biblioteka Narodowa i Jagiellońska otrzymują dodatkowe sztuki ze względu na spoczywający na nich obowiązek wiekuistego archiwizowania. Biblioteki muszą swój egzemplarz przechowywać przez przynajmniej 50 kolejnych lat. W 1999 delikatnie zmieniono treść rozporządzenia – i w zasadzie od tamtego czasu temat egzemplarzy obowiązkowych jest martwy dla polskiej władzy ustawodawczej i wykonawczej – pozwalając bibliotekom na delegowanie przysługujących im dzieł na pomniejsze placówki.
Również w rozporządzaniu minister precyzuje terminy dostarczenia egzemplarzy książek. Na chwilę obecną wynoszą one 14 dni od momentu publikacji, z wyjątkiem Biblioteki Narodowej, która taki egzemplarz ma otrzymać w ciągu pierwszych pięciu dni. W przypadku filmów stosowny egzemplarz wędruje do Filmoteki Narodowej w ciągu 14 dni od momentu zakończenia produkcji.
Biblioteki, publiczne użyczanie, zmęczeni wydawcy
W niniejszej notce nie chcę podejmować się oceny instytucji bibliotek jako takich, gdyż temat ten jest zbyt rozległy. Polskie prawo autorskie wciąż ma pod tym względem poważne braki, które powinny zostać możliwie szybko nadrobione. Egzemplarz obowiązkowy nie jest natomiast instytucją młodą. Pierwsze wzmianki na temat jego obecności w prawie sięgają XVI-wiecznej Francji. W Polsce po raz pierwszy pojawił się w 1780 roku z inicjatywy Michała Jerzego Mniszecha przy współpracy z Biblioteką Załuskich, istniał w ustawodawstwie zaborców, w okresie międzywojennym – w prawie prasowym, jak również w PRL-u. Po raz ostatni rodzimy ustawodawca mierzył się z nim pod koniec XX wieku i… chyba najwyższy czas, by tematem ponownie się zainteresować.
Choć ustawa hojnie znosi z wydawcy obowiązek pokrywania kosztów przesyłki do bibliotek, nie rekompensuje już ceny samych egzemplarzy. Niezależnie od tego jak niewielką kroplą w całym oceanie materiałów promocyjnych może wydawać się tych kilkanaście sztuk np. książek, w dobrym tonie byłoby zwrócenie wydawcy przez państwo równowartości rynkowej ceny dzieła. P. Aleksandra Burba w bardzo ciekawym artykule na ten temat, opublikowanym w dwutygodniku “Rynek Analiz” z 21 lutego 2012 r. wskazuje nawet, że rynek darmowych egzemplarzy, które trafiają do bibliotek publicznych, wart jest około 11 milionów złotych rocznie. Jakkolwiek można zrozumieć przyświecającą temu obowiązkowi ideę chronienia i pielęgnacji dóbr kultury, sami wydawcy zdają się ją zresztą rozumieć, wielu irytuje bezwzględne prawo i obowiązek współpracy z wieloma, często nawet bardzo prowincjonalnymi instytucjami.
Obowiązkowy egzemplarz biblioteczny w Polsce wydaje się instytucją mocno przestarzałą na tle rozwiązań zachodnich ustawodawstw i zaleceń organów UE, na dodatek przez polskich prawodawców jakby porzuconą. Mam nadzieję, że polskie prawo otworzy się niebawem na nieśmiało dyskutowaną już w Europie problematykę public lending right, a wraz z prawnoautorskim uporządkowaniem bibliotek, odświeży nieco kwestię związanych z ich funkcjonowaniem obowiązków.
Post navigation
4 Comments
Comments are closed.
Czyli proponujesz zwrot wartości książki dla wydawcy, czy dalej idące zmiany i likwidację obowiązkowych egzemplarzy? Wydaje mi się, że sama instytucja jest potrzebna, szczególnie w odniesieniu do bibliotek uniwersyteckich.
Zarządzam średnim wydawnictwem (kilkadziesiąt tytułów rocznie) i zgadzam się z postawionymi w artykule tezami. Nie ma efektywnego dialogu z rządem, warto by było to nagłośnić.
Na liście bibliotek uprawnionych są praktycznie same biblioteki uniwersyteckie i wojewódzkie. Ciekawe które z nich, zgadzając się z tezami autora, uznaje Pani za “nawet bardzo prowincjonalne”?
Czy NGO, nie mające w celach działalności wpisanej wprost działalności wydawniczej, ale publikujące broszury, ulotki, biuletyn informacyjny itp, także powinno wysyłać egzemplarze obowiązkowe?