Czy przepis na babkę wielkanocną jest chroniony prawem?

Przewijaj

Okazuje się, że nawet tak prozaiczna i towarzysząca nam od wieków sprawa, jaką jest przepis kulinarny, może występować w bezpośredniej relacji z problematyką prawa autorskiego.

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia pisałem o cookies, a konkretnie – prawnych aspektach ostrzeżeń na stronach internetowych, które wymusiła nowelizacja prawa telekomunikacyjnego. Z okazji Świąt Wielkanocnych, jednocząc się z czytelnikami zajętymi zapewne przygotowaniami, powracam z tematem nawet jeszcze bardziej kulinarnym.

“Plagiatuje pan pierogi?”

Tego typu pytanie już kilkukrotnie pojawiło się w ostatnich latach w debacie publicznej. Często jako przykład kolejnego absurdu podnoszonego przez krytyków prawa autorskiego, jak choćby w głośnym artykule Gazety Wyborczej pt. “Plagiatuje pan pierogi?”. Poznańska pierogarnia działała na zasadzie franczyzy (a w każdym razie w zbliżony sposób, gdyż artykuł tego nie precyzował). Po zmianie nazwy w swoim menu pozostawiła pierogi tworzone według starej receptury, nieznacznie zmieniając ich nazwę, jednocześnie “odcinając się” od oryginalnego pomysłodawcy, który przez długi czas z tytułu licencjonowanej nazwy i menu czerpał udział w zyskach.

W zaistniałej sytuacji doszło do zawiadomienia prokuratury przez franczyzodawcę w związku z naruszeniem tajemnicy receptur, przepisów i technologii wytwarzania potraw, a w oparciu o przepisy dot. nieuczciwej konkurencji i prawa autorskiego. Prokurator zauważył jednakże, iż przepisy na pierogi nie mogą stanowić tajemnicy, gdyż jest to część wiedzy nabytej podczas pracy w kuchni. Kwestionował również autorstwo przepisów w związku z obecnością wielu różnorodnych receptur na pierogi w fachowej literaturze kulinarnej, jak również stopień realnej szkody, jaka mogła zostać wyrządzona oryginalnemu pomysłodawcy na skutek korzystania z jego przepisów. Badający sprawę sąd nie był już jednak tak beztroski w swojej ocenie zaistniałej sytuacji. Ostatecznie dochodzenie wykazało jednak, że pierogi nie nosiły znamion szczególnie różniących się od tych, które od lat powszechnie znane są w tradycji i kulturze.

Czy przepis jest utworem?

Zaklasyfikowanie przepisu kulinarnego do grona utworów w rozumieniu prawa autorskiego budzi wątpliwości. Aby można było mówić o utworze, trzeba przede wszystkim oczekiwać od niego pewnego rodzaju “oryginalności”. Do tego dochodzą inne doktrynalne kwestie, jak choćby koncepcja statystycznej jednorazowości Kummera, która nakazuje oceniać indywidualny charakter oraz prawdopodobieństwo stworzenia takiego samego przepisu w przyszłości. Innymi słowy, można zaryzykować stwierdzenie, że część przepisów, głęboko osadzona w kulturze, tradycji, przy stosunkowo ograniczonym zakresie ich modyfikacji, nie stanowi utworu w rozumieniu prawa autorskiego, co nie oznacza, że nie może się pojawić przepis na tyle oryginalny i autorski, by mógł być utworem

Problematyczne jest natomiast zagadnienie czy takiemu utworowi należy się ochrona prawna, a prawnicy będący przeciwni takiemu posunięciu nie stanowią wcale mniejszości.  Wątpliwe wydaje się, by ustawodawca w trakcie wykonywania swojej pracy liczył się w ogóle z możliwością rozpatrywania posiłków w charakterze utworów kulinarnych, jest to więc jedna z tych sytuacji, w których musimy dopasowywać przepisy prawa autorskiego do nowej problematyki. Zaglądając już na sam początek ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych czytamy:

Art. 1. 1. Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór).
21. Ochroną objęty może być wyłącznie sposób wyrażenia; nie są objęte ochroną odkrycia, idee, procedury, metody i zasady działania oraz koncepcje matematyczne.

Właśnie art. 1.2wskazuje na to, że idee, procedury czy metody nie podlegają prawnoautoskiej ochronie. Do tego grona można zapewne zaliczyć przepis kulinarny jako pewną metodę przyrządzania posiłku.

Czy przepis kulinarny może podlegać ochronie prawa autorskiego?

Spora część doktryny, z komentarzem J. Barty do ustawy włącznie (który ze względu na „niski poziom twórczości” postrzega książki kucharskie jako graniczną kategorię wytworów intelektu)  zdaje się mieć nadto konserwatywne podejście do owoców myśli przemysłu gastronomicznego. A ten, szczególnie w ostatnich latach, stał się formą nastawionego na indywidualizm i kreatywność biznesu, któremu solidnego wsparcia nie szczędzą również telewizja i internauci. Czy w tej sytuacji sprawiedliwe jest stawianie książki kucharskiej – nie tylko pierogami ruskimi i żurkiem stojącej – w tym samym rzędzie co program telewizyjny, cennik i książkę telefoniczną? Moim zdaniem jest to niesprawiedliwie postawienie sprawy, a przepis – jako forma literacka, a nie określona forma postępowania w kuchni – bardzo często może stanowić utwór.

Podobnie, tutaj już bezdyskusyjnie, ochronie podlegają wszelkie zdjęcia umieszczone w ramach prezentacji przepisu. Również sama książka kucharska, trochę jak księga cytatów, o której wspominałem czas jakiś temu, może w mojej ocenie stanowić utwór w rozumieniu prawa autorskiego. W tym wypadku samym przejawem twórczości byłaby zapewne praca polegająca na wyselekcjonowaniu i opracowaniu zbioru przepisów, ale również ich twórcze omówienie i zaprezentowanie.

Autorka książki a przepisy blogerek

Niezależnie od tego czy sam przepis (jako dość lakoniczna receptura, a nie szczegółowo opracowany artykuł) jest utworem czy nie, powszechna jest praktyka nie tylko rozsyłania ich po sieci, ale też publikowania w prasie, często podpisanych nazwiskiem redaktora, a nie pierwotnego twócry. Zwracała na to uwagę m.in. Monica Gaudio, która zobaczyła swój przepis, okraszony cudzym nazwiskiem, w magazynie Cooks Source. I na sprawę być może dałoby radę przymknąć oko, gdyby nie wybitnie pokrętne, a nawet bezczelne tłumaczenie redakcji. Również w Polsce jest to niestety często spotykana praktyka, w serwisie Gazeta.pl mówiła o tym Eliza Mórawska, autorka bloga White Plate. Czarę goryczy polskiej blogosfery kulinarnej przelała książka Magdaleny Makarowskiej „Jedz pysznie razem z dzieckiem”.

Pisarce zarzucono masowe przypisywanie sobie znalezionych na internetowych stronach przepisów, a blogerki pomstowały, że ich wpisy zostały przeklejone “kropka w kropkę”. O ile pozywanie kogoś za podanie  przepisu pozwalającego uzyskać takie same,  nawet najpyszniejsze, Kacze udka z sosem słodko-kwaśnym, wydaje się nie mieć żadnych szans powodzenia, tak skopiowanie opisu przyrządzania potrawy może być już przesłanką do dochodzenia swoich roszczeń. Niektórzy prawnicy szliby w tej materii jeszcze dalej, np. w przypadku beznamiętnego przekopiowania listy samych składników. W przypadku jednej potrawy można dopuszczać przesłankę przypadkowości, ale jeśli ktoś skopiował takich przepisów – w podobny, niezbyt twórczy sposób – kilkadziesiąt?

Stopień twórczości autorki książki wydaje się tu też istotną kwestią, bo w przypadku tak niestabilnej na gruncie kwestii jak przepis kulinarny, stosunkowo łatwo o stworzenie utworu inspirowanego, bo nawet w przypadku opracowania czy prawa cytatu na wykorzystującego cudzy przepis nałożone są stosowne obostrzenia prawne.

Nazwa posiłku a prawo

W ostatnim czasie w niektórych restauracjach pojawiła się moda na dość abstrakcyjne nazywanie potraw (np. “Beszamelowa mgła w borowikowym lesie”). Restauratorów uspokajam – można przyjąć, że nazwy tego typu, niezwykle twórcze, podlegają ochronie prawnoautorskiej w mniej więcej takim samym zakresie jak choćby tytuł książki, zwłaszcza jeśli do naruszenia dochodzi również na gruncie kulinarnym.

Przepisy a prawo – w skrócie

Jako, że temat jest rozległy, a problematyka przepisu na gruncie prawa autorskiego niejasna, podsumujmy:

  • przepisowi jako metodzie przyrządzania posiłków nie przysługuje ochrona prawnoautorska
  • przepisowi jako formie literackiej, autorskiemu opracowaniu składników, metody przygotowania, zdjęciom itd. może przysługiwać ochrona prawnoautorska, szczególnie gdy opis ten ma charakter twórczy (nie jest to “sucha” lista składników) i sam przepis ma charakter twórczy (nie jest to przepis na np. zwykłą jajecznicę)
  • samą listę składników (bez szczegółowego opisu postępowania) posiłku trudno nazwać utworem…
  • … ale być może warto doszukiwać się znamion utworu, gdy listy te zebrane są w większą całość (książkę, blog, itd.)

Również w świetle dokonanej analizy można przyjąć, że autorka książki masowo kopiująca przepisy od blogerek dopuściła się naruszenia ich praw autorskich. Pierogarnia, produkująca pierogi wedle cudzej receptury naruszenia praw autorskich się nie dopuściła (choć być może całą sprawę warto przeanalizować na gruncie nieuczciwej konkurencji).

Oczywiście to tylko luźne refleksje i teorie. Być może z czasem doczekamy się wyroków, które podpowiedzą nam jak interpretować prawo autorskie… od kuchni.

Fot. tytułowa: David Jones/Flickr  ze zmianami, CC BY-SA 2.0