Czym jest opłata reprograficzna?

Przewijaj

Opłata reprograficzna to konstrukcja prawna budzące liczne kontrowersje. Zanim w osobnym artykule odniosę się do pomysłu rozciągnięcia jej na nowe urządzenia technologiczne (m.in. smartfony i tablety), wyjaśnię jej istotę i genezę.

Problem opłat reprograficznych jest żywo dyskutowany na gruncie prawa autorskiego – także poza Polską, gdzie często znany jest dzięki swojej anglojęzycznej nazwie Copyright Levies. Opłaty te pobierane są przez organizacje zbiorowego zarządzania (np. ZAiKS, KOPIPOL, ZPAV) od produkowanych lub importowanych na teren naszego kraju urządzeń audio/video. Ich istotą jest próba zrekompensowania twórcom ewentualnych korzyści, których nie uzyskali, ponieważ nabywca wspomnianych urządzeń technologicznych mógł we własnym zakresie dokonać kopii utworów.

Można zatem powiedzieć, że opłata ta pobierana jest z tytułu potencjalnej możliwości, “na wszelki wypadek” i jednocześnie bezzwrotnie. Jej wysokość jest ustalana ministerialnym rozporządzeniem na bazie wytycznych ustawy (nie więcej niż 3% kwoty należnej z tytułu sprzedaży), zaś wydatek spoczywa po stronie producentów lub importerów. Natomiast, podobnie jak w przypadku podatków, najczęściej znajduje on odzwierciedlenie w ostatecznej cenie produktu, którą pokrywa przeciętny nabywca.

Opłata reprograficzna a prawo autorskie

Pomijając europejskie prawo, w którym opłata reprograficzna jest przedmiotem również kilku ciekawych orzeczeń ETS-u, a co wydaje się być tematem rozległym i wartym poświęcenia mu odrębnego wpisu, źródeł omawianej dziś konstrukcji należy upatrywać w art. 20 polskiej ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych:

Art. 20. 1. Producenci i importerzy:
1) magnetofonów, magnetowidów i innych podobnych urządzeń,
2) kserokopiarek, skanerów i innych podobnych urządzeń reprograficznych umożliwiających pozyskiwanie kopii całości lub części egzemplarza opublikowanego utworu,
3) czystych nośników służących do utrwalania, w zakresie własnego użytku osobistego, utworów lub przedmiotów praw pokrewnych, przy użyciu urządzeń wymienionych w pkt 1 i 2
– są obowiązani do uiszczania, określonym zgodnie z ust. 5, organizacjom zbiorowego zarządzania, działającym na rzecz twórców, artystów wykonawców, producentów fonogramów i wideogramów oraz wydawców, opłat w wysokości nieprzekraczającej 3 % kwoty należnej z tytułu sprzedaży tych urządzeń i nośników.

Ustawa przedstawia bardzo otwarty katalog urządzeń i nośników, które mogą zostać objęte opłatą reprograficzną. Prócz wskazania konkretnych “magnetofonów” czy “kserokopiarek”, pozostawia bowiem sporo miejsca na swobodną interpretację zapisów dotyczących “podobnych urządzeń”. Również katalog nośników cechuje bardzo szeroki zakres – od płyt blu-ray po kartki papieru.

W pominiętych przeze mnie ustępach 2, 3 i 4 ustawa uwzględnia procentowy zakres podziału wpływów uzyskanych w wyniku nałożenia opłaty na określone typy sprzętu na osoby zaangażowane w proces tworzenia i dystrybucji utworów. Ustęp 5 deleguje na ministra właściwego do spraw kultury i dziedzictwa narodowego obowiązek stworzenia rozporządzenia określającego kategorie urządzeń i nośników oraz wysokość opłat, o których mowa w ust. 11, kierując się zdolnością urządzenia i nośnika do zwielokrotniania utworów, jak również ich przeznaczeniem do wykonywania innych funkcji niż zwielokrotnianie utworów, sposób pobierania i podziału opłat oraz organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi lub prawami pokrewnymi uprawnione do ich pobierania.

Ostatnie takie  rozporządzenie Ministra Kultury w sprawie określenia kategorii urządzeń i nośników służących do utrwalania utworów oraz opłat od tych urządzeń i nośników z tytułu ich sprzedaży przez producentów i importerów pochodzi z dnia 2 czerwca 2003 r, a poniżej załączam jeden z zawartych w nim załączników:

Przykładowy załącznik z rozporządzenia
Przykładowy załącznik z rozporządzenia

Istota copyright levies

W dyskusji publicznej często można usłyszeć głosy, które mówią o tym, że opłata reprograficzna jest wskazana lub takie, które uznają ją za rzecz zupełnie niepotrzebną. Coraz trudniej jednak znaleźć komentarze, które przeciętnemu internaucie (niekoniecznie zainteresowanemu meandrami prawa autorskiego) wyjaśnią jaki jest cel takiego świadczenia i czym kierował się ustawodawca.

Pomimo, iż planuję poświęcić tej kwestii osobny artykuł, nie da się tutaj uciec od prawa europejskiego, które w dyrektywie 2001/29/WE nierozerwalnie łączy instytucję copyright levies z problematyką dozwolonego użytku prywatnego. Opłaty te są zatem pewną formą rekompensaty twórcom faktu, iż dozwolony użytek prywatny w polskim prawie autorskim istnieje (pozwalając np. na utworzenie kopii zapasowej) i może ograniczać przychody autorów.

Wątpliwości dot. stosowania opłaty reprograficznej

Na przestrzeni lat liczne podmioty poddawały w wątpliwość nie tylko sens istnienia opłaty reprograficznej, ale i poszczególne elementy art. 20 pr. aut. I tak oto, całkiem niedawno, bo w 2013 roku, Sąd Najwyższy musiał pomóc w doprecyzowaniu definicji importera (V CSK 366/12), zwłaszcza w kontekście członkostwa polski w Unii Europejskiej:

(…)  za importera uważać należy podmiot, który w ramach prowadzonej przez siebie działalności gospodarczej sprowadza z zagranicy Polski do Polski urządzenia i nośniki określone w art. 20 ust. 1 u.p.a.p.p., skonkretyzowane w rozporządzeniu z dnia 2 czerwca 2003 r. w sprawie określenia kategorii urządzeń i nośników służących do utrwalania utworów oraz opłat od tych urządzeń i nośników z tytułu ich sprzedaży przez producentów i importerów (Dz. U. Nr 105, poz. 991 ze zm.). Granice Polski są wyznaczone, nie zostały zniesione po uzyskaniu członkostwa w Unii Europejskiej. Natomiast traktowanie terytoriów państw członkowskich jako obszaru bez granic dotyczy swobody przepływu osób, kapitału towarów i usług w określonych sferach.

Nic zatem dziwnego, że niektóre instytucje postulują, by słowo “importer” zastąpić mniej problematycznym “wprowadzający do obrotu”. W innym interesującym wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, sąd sprzeciwił się nakładaniem wielokrotnej opłaty reprograficznej na jedno urządzenie np. w przypadku odsprzedaży (I ACa 11/12):

Celem art. 20 ustawy z 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych jest niewątpliwie zapewnienie twórcom i wydawcom godziwej rekompensaty strat mogących powstać na skutek kopiowania utworów stanowiących przedmiot praw autorskich. Zauważyć jednak należy, że rekompensata taka została ustalona w formie jednorazowej opłaty, liczonej w procencie od ceny urządzenia reprograficznego. Nie ma żadnych przesłanek prawnych ani ekonomicznych po temu, by opłaty reprograficzne od jednego urządzenia były pobierane wielokrotnie w razie jego odsprzedaży. Leżałoby to wprawdzie w interesie twórców i wydawców oraz w interesie organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, ale jednocześnie godziłoby to w interesy nabywców. (…) Przy założeniu właściwej współpracy między organizacjami zarządzającymi prawami autorskimi w różnych krajach, pobranie opłaty reprograficznej od konkretnego urządzenia w jednym z krajów Unii Europejskiej powinno zresztą zapewniać stosowną rekompensatę dla wszystkich zainteresowanych twórców i wydawców. Skoro takie jednorazowe opłaty są w krajach Unii powszechnie pobierane, to nie ma podstaw do tego, by w Polsce naliczać je i pobierać dodatkowo od urządzeń już raz nimi obciążonych. Pobieranie kolejnych opłat od tego samego urządzenia w przypadku jego odsprzedaży w ramach EOG oznaczałoby de facto niczym nieuzasadnione podwyższenie daniny na rzecz autorów i wydawców, której wysokość nie została w przepisach określona w sposób przypadkowy, lecz oparta została na szacunkach strat w wyniku szczegółowych badań.

W 2011 roku Sąd Najwyższy podjął ponadto kontrowersyjną uchwałę (III CZP 61/11), wedle której na producentach, importerach kserokopiarek, skanerów i innych podobnych urządzeń reprograficznych, umożliwiających pozyskiwanie kopii całości lub części egzemplarza opublikowanego utworu, ciąży obowiązek udzielenia właściwej organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi informacji oraz udostępniania dokumentów, dotyczących wszystkich umów sprzedaży tych urządzeń. Spór był o tyle istotny, że wciąż nie jest jasne czy copyright levies dotyczą tylko osób korzystających z urządzeń w prywatnym zakresie (zwolennikiem tej koncepcji jest większość prawników) czy też powinny obejmować swoim zasięgiem także sprzedaż urządzeń przedsiębiorcom prowadzącym na przykład punkt ksero.

W wyroku w sprawie V CSK 22/08 SN podkreślił z kolei, że jedynymi kompetentnymi do zajmowania się opłatą reprograficzną podmiotami są OZZ-y – Roszczenie o opłaty z tytułu sprzedaży urządzeń reprograficznych umożliwiających kopiowanie całości lub części egzemplarza opublikowanego utworu przysługuje organizacjom zbiorowego zarządzania, działającym na rzecz twórców lub wydawców, a nie twórcom lub wydawcom.

Ponadto komentatorzy podnoszą liczne wątpliwości odnośnie faktu naliczania opłat od kwot brutto lub netto czy – przede wszystkim – katalogu urządzeń objętych opłatami, który właściwemu Ministrowi wskazuje ustawa.

Brak alternatywy lub model amerykański

Jako prawnik blisko współpracujący z twórcami jestem niezwykle wrażliwy na punkcie budzących często społeczny sprzeciw proautorskich ograniczeń wynikających z ustawy. Jednocześnie jednak moja ocena instytucji copyright levies jest krytyczna. Krytyka ta znajduje swoje źródło już na gruncie ideowym, gdyż – pomijając generalnie słuszny pomysł możliwie skutecznej kompensacji twórców – zupełnie nie odpowiada mi “potencjalna” i “ewentualna” podstawa faktyczna nakładania takiej opłaty.

Być może dają tutaj o sobie znać moje bardzo liberalne poglądy gospodarcze, gdy opłata reprograficzna w oczywisty sposób nasuwa skojarzenia ze specyficzną formą (czasem wielokrotnego) opodatkowania, pobieranego na rzecz OZZ-ów. Nie jestem jednak do końca przekonany czy istnienie dodatkowych opłat tylko w związku z  hipotetyczną możliwością naruszenia interesów twórców,  jest aby rozwiązaniem naprawdę sprawiedliwym, zapewniającym równowagę pomiędzy interesem twórcy i konsumenta.

Odchodząc nieco od samej ideowości, za słusznością copyright levies nie przemawia też praktyka. Od pewnego czasu głosi ona, że by w ogóle mówić o dozwolonym użytku prywatnym, utwór pierwotnie musi pochodzić z legalnego źródła (C-435/12 – ACI Adam i in. – to jest zresztą fenomenalny wyrok ETS i sam nie wiem dlaczego jeszcze o nim na łamach Techlaw nie napisałem). Tymczasem przyglądając się zachowaniom społecznym, różnej maści nośniki wykorzystywane są przede wszystkim do tworzenia kopii utworów pozyskanych w sposób nielegalny lub też do dokonywania kopii własnych utworów. Sytuacje, w których dokonujemy zwielokrotnienia przy użyciu urządzeń wskazanych w ministerialnym rozporządzeniu zgodnie z ideą opłat reprograficznych są w praktyce marginalne. Właściwe są również głosy sugerujące, że system redystrybucji przychodów z tych opłat jest wadliwy i spora ich część nie trafia do  twórców.

Z drugiej strony główną alternatywą dla opłat reprograficznych jest model amerykański, w którym te nie pojawiają się, ale za to dozwolony użytek prywatny występuje w znacznie węższym zakresie. Biorąc pod uwagę to, jak bardzo internauci upodobali sobie istnienie tej konstrukcji w polskim systemie prawnym, być może obecny stan rzeczy i ta maksymalnie 3-procentowa opłata jednak leżą w ich interesie, a wszelkie próby zmiany tych rozwiązań mogłyby się okazać dla nich swoistą Puszką Pandory.

Wariant trzeci zakłada całkowitą rezygnację z opłat reprograficznych jako idei, która błędnie zakłada, że każdy potencjalny nabywca sprzętu/nośników zamierza je wykorzystywać do ingerencji w prawa twórców. Idei, która w praktyce działa nieefektywnie, na dodatek coraz bardziej nie przystaje do dorobku współczesnej techniki, która generalnie coraz rzadziej kopiuje, a częściej np. strumieniuje. Wymagałoby to jednak zmian na szczeblu krajowym, a w przyszłości zapewne także europejskim. W międzyczasie jednak organizacje zbiorowego zarządzania namawiają ministerstwo do rozszerzenia ich kompetencji i zakresu wpływów na polu copyright levies o kolejne urządzenia, takie jak smartfony, aparaty cyfrowe czy tablety. Pozwólcie jednak, że pomysł ten skomentuję już w osobnym artykule.

Fot. tytułowa Scott Schiler/Flickr ze zmianami, CC-BY 2.0

3 Comments

Submit a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *