Opłata reprograficzna także od tabletów i smartfonów – słusznie?

Przewijaj

Leszek Balcerowicz odnosząc się do sprawy zatrudnienia Igora Ostachowicza w zarządzie Orlenu bardzo trafnie podsumował, że nie jest problemem zatrudnianie “swoich” ludzi w państwowych spółkach. Problemem jest fakt, że państwowe spółki w ogóle istnieją. I podobnie – w mojej ocenie – można podsumować kwestię włączenia tabletów i smartfonów do grona urządzeń objętych opłatą reprograficzną.

O tym czym jest opłata reprograficzna, skąd wzięła się w polskim prawie, jakie są podstawowe zasady i wątpliwości dotyczące jej działania napisałem we wpisie Czym jest opłata reprograficzna?. Dziś chciałbym ustosunkować się jedynie do bardzo medialnej w ostatnim czasie kwestii rozciągnięcia tej opłaty na dodatkowe urządzenia technologiczne.

Nie tylko smartfony, ale i telewizory czy aparaty cyfrowe?

Jak już wiemy copyright levies wynikają z art. 20 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, delegując zarazem na ministra właściwego ds. kultury obowiązek wydania odpowiedniego rozporządzenia, zawierającego dokładny katalog urządzeń objętych dodatkowymi opłatami. Po raz ostatni rozporządzenie to było aktualizowane w 2011 roku. Obecnie jednak Organizacje Zarządzania Zbiorowego coraz śmielej postulują rozszerzenie wyliczonych w Załączniku 1 sprzętów i nośników o smartfony i tablety, które w ostatnich latach przebojem wdarły się do domów wielu Polaków. Problem ten zresztą jest medialnie nazywany “smartfonowym”, ale istnieje uzasadnione podejrzenie, że zostałby rozciągnięty także na przykład na aparaty cyfrowe (choć ten pomysł chyba akurat ostatecznie upadł) czy telewizory z funkcją nagrywania. Miałyby one natomiast zastąpić nośniki, które już nie są wykorzystywane – czyli np. kasety magnetofonowe.

Taki pogląd spotyka się jednak z oporem społecznym ze względu na zagrożenia szerzej ozpisane w artykule definiującym opłatę reprograficzną – uzasadnioną obawę przed wzrostem cen towarów RTV, wątpliwą kwalifikacją smartfonów w gronie “magnetofonów” lub “skanerów i kopiarek” oraz generalnie wątpliwymi podstawami merytorycznymi copyright levies.

W mojej ocenie tak twórcza interpretacja art. 20 prawa autorskiego może być jednak poprawna ze względu na sporą swobodę, jaką pozostawił ustawodawca. Zapisy ustawy znalazły zresztą odzwierciedlenie także w treści wydawanego przez ministra rozporządzenia:

§ 2. 1. Ustala się kategorie urządzeń i czystych nośników oraz wysokość opłat od:
  1)   magnetofonów i innych podobnych urządzeń oraz związanych z nimi czystych nośników (…)
  2)   magnetowidów i innych podobnych urządzeń oraz związanych z nimi czystych nośników (…)
  3)   kserokopiarek, skanerów i innych podobnych urządzeń reprograficznych oraz związanych z nimi czystych nośników (…)
2. Jeżeli urządzenie, o którym mowa w ust. 1, stanowi część składową urządzenia zawierającego elementy niepodlegające opłacie, opłata jest pobierana od tej części składowej urządzenia, która służy do utrwalania utworów.

[column size=”one-half”]

Wybaczcie proszę, jeśli okażę brak szacunku do prawa i sprowadzę go do absurdu, ale trudno jest w tej sytuacji w sposób jednoznaczny interpretować co takiego może oznaczać zwrot “i podobnych”. Czy na przykład urządzeniem podobnym magnetowidowi jest konsola Xbox One, gdyż wizualne inspiracje są niepodważalne?

[/column] [column size=”one-half” last=”true”] xbox-one[/column]

Czy też może raczej urządzeniami podobnymi do magnetofonów są wszystkie urządzenia umożliwiające odtwarzanie wraz z kopiowaniem muzyki? A może do podobieństwa dochodzić ma na gruncie językowym? Wszak smartfony z magnetofonami w tym gruncie łączy całkiem duże podobieństwo, o wiele szersze niż na gruncie technicznym.

Tablety i smartfony jako urządzenia wielofunkcyjne spełniają role typowe dla komputerów, telefonów, latarek, kompasów, odtwarzaczy muzyki, aparatów fotograficznych, radia i wielu, wielu innych. W swojej bardzo urozmaiconej specyfice pozwalają także na dokonywanie kopii utworów, choć nie stanowi to istoty ich działania. Z drugiej strony, przegrywanie kaset nie stanowiło też istoty działania magnetovidów czy magnetofonów (jestem przekonany, że istniała spora grupa wykorzystująca je wyłącznie w celach “odtwórczych”, korzystając z utworów pochodzących z legalnych źródeł), a mimo to na liście ministra właściwego do spraw kultury się one znalazły.

Praktyka zresztą pokazała w jaki sposób Ministrowie Kultury i Dziedzictwa Narodowego interpretowali zapis “i podobnie”, szybko rozszerzając Załącznik 1 rozporządzenia o w zasadzie wszelkie technologie umożliwiające rejestrowanie lub kopiowanie utworów, wliczając w to karty pamięci, pendrive’y, dyski twarde, wieże muzyczne, playery mp3 i zestawy samochodowe z funkcją nagrywania. Wydaje się, że ewentualne pominięcie niektórych urządzeń wynikało wyłącznie z niedostatecznej fantazji technologicznej odpowiedniego ministra i OZZ-ów. Dlatego też…

Nie ma przeciwskazań dla tabletów i smartfonów w rozporządzeniu

Ustawowa konstrukcja “i podobne” jest na tyle nieprecyzyjna, że w jej zakresie można zmieścić niemal wszystkie urządzenia technologiczne, które choć w minimalnym stopniu umożliwiają kopiowanie, nagrywanie lub zapisywanie danych. Dołączenie do grona produktów wymienionych w rozporządzeniu smartfonów czy tabletów, telewizorów z funkcją nagrywania czy nawet aparatów cyfrowych (zbliżonych funkcjonalnością do skanerów) wydaje się więc w pewnym sensie konsekwencją ze strony Ministerstwa. Również z komunikatów prasowych wynika, że do wniosków Organizacji Zbiorowego Zarządzania planuje się przychylić MKiDN, Małgorzata Omilanowska.

Być może jednak przeciwnicy dalszego rozprzestrzeniania się copyright levies znajdą sojusznika w postaci nowego Ministra Administracji i Cyfryzacji, Andrzeja Halickiego – podaje Dziennik Internautów.

Jestem nadal bardzo wstrzemięźliwy co do wprowadzenia tzw. opłaty reprograficznej dot. urządzeń mobilnych. Obecnie czekam na wynik konsultacji i analiz, które przeprowadzi MKDiN – stwierdził minister w wypowiedzi dla DI

Moja ocena tej sytuacji jest następująca. Wciągnięcie tabletów i smartfonów oraz kilku innych pojawiających się w publicznej debacie urządzeń nie stoi w sprzeczności z art. 20 prawa autorskiego, jak również dominującą od lat praktyką. Uwzględniając jednak wielofunkcyjny zakres działania sprzętu tego typu, narzucona opłata reprograficzna powinna być wyliczana raczej w promilach, niż rzeczywistych procentach.

Z drugiej strony, zwrot “i podobne” jest na tyle nieostry, że pozwala by minister Małgorzata Omilanowska władczo stwierdziła, iż ona tego podobieństwa nie dostrzega.

Przede wszystkim jednak ta problematyczna sytuacja jest jedynie przykrą konsekwencją istnienia opłaty reprograficznej, która w mojej prywatnej ocenie jest konstrukcją nie do końca słuszną i sprawiedliwą, o czym wspominałem w poprzednim wpisie.

1 Comment

Submit a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *