Widzowie RedTube kontra prawnicy-hackerzy

fot. Christian Javan

Przewijaj

Choć nagłówek wskazywałby raczej na tytuł jakiejś perły japońskiej kinematografii, artykuł dotyczy wydarzeń, które miały miejsce za naszą zachodnią granicą. Sprawy przyjęły jednak nieoczekiwany obrót, a niemiecka kancelaria bardzo szybko ze ścigającego zmieniła się w ściganego. Przez kilka tygodni niektórym widzom serwisu RedTube nie było jednak do śmiechu.

RedTube to popularny serwis internetowy, który w swojej formule przypomina nieco YouTube, jednak publikowane w nim treści mają charakter wyłącznie erotyczny lub pornograficzny. Trudno ocenić zatem czy to kontrowersyjny podtekst w tle czy też jednak wyjątkowa bezczelność niemieckich prawników sprawiły, że dziś o sprawie pisze cała Europa. Najbardziej istotne z punktu widzenia technologii, ale i prawa, wydają się jednak okoliczności techniczne w wyniku których uzyskano dane użytkowników oglądających filmiki na łamach RedTube.

RedTube nie jest nielegalny

Wszystko zaczęło się w październiku kiedy kancelaria Urmann und Kollegen zaczęła wysyłać użytkownikom wezwania do zapłaty kwoty 250 euro za odtworzenie każdego filmu na RedTube naruszającego prawa autorskie na rzecz organizacji o nazwie The Archive. W przypadku rynku polskiego tego typu pobieraczkowe metody są już powszechnie znane, ale rynek niemiecki najwyraźniej nie był dostatecznie doświadczony, kancelaria podpierała się przepisami prawa autorskiego, a na dodatek groziła sprawą sądową i o wiele wyższą kwotą odszkodowania. Aspekt pornograficzny w tle z pewnością nie był też przesłanką motywującą do walki o swoje z podniesionym czołem. Niektóre strony internetowe poczynania kancelarii zaczęły określać nawet mianem copyright trollingu.

W międzyczasie sam RedTube zaniepokoił się zaistniałą sytuacją, jeszcze w grudniu 2013 roku udało mu się nawet załatwić sądowy zakaz dla wspomnianej kancelarii dotyczący dalszego rozsyłania wezwań do zapłaty. Powszechną wesołość wywołało jednak dopiero niemieckie Ministerstwo Sprawiedliwości, które dokonało wykładni niemieckiego prawa autorskiego, a w świat powędrował jasny komunikat, iż “Oglądanie RedTube nie jest nielegalne”. Komunikat był trochę oderwany od sprawy, dlatego światowa sieć chichotała na myśl o rubasznych Niemcach, ich osławionych garażach i specjalnych, patetycznych stanowiskach organów państwowych. Teraz , przy pełnym kontekście, sytuacja nabiera nieco jasności.

[alert type=”warning”]RedTube a sprawa polska

Korzystając z okazji, pragnę uspokoić – również zgodnie z polskim porządkiem prawnym wynikającym z ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, oglądanie serwisu RedTube nie łamie prawa, gdyż mieści się w granicach dozwolonego użytku osobistego. To popularny kazus, znany większości internautów w trywialnej formie “wolno ściągać, nie wolno udostępniać”, kojarzonym głównie z ryzykiem wynikającym z programów typu P2P. Streaming, a więc technologia z jakiej korzysta YouTube, RedTube, Netflix, itd. co do zasady nie wiąże się z udostępnianiem danych. Są jednak pewne wyjątki od takiej sytuacji, po zainstalowaniu dodatkowych wtyczek w przeglądarce internetowej możemy oglądając np. nielegalną transmisję meczu uczestniczyć w procederze przesyłania danych kolejnym użytkownikom. To już naruszenie prawa. [/alert]

A kto ponosi odpowiedzialność za nielegalne treści na RedTube? Użytkownicy, którzy je tam umieścili oraz sam serwis, jeżeli tylko nie zareaguje w trybie procedury notice and takedown. Niemieckie ministerstwo przyznało też, że prawnikami Urmann und Kollegen nie należy się zbytnio przejmować, gdyż są to pospolici wyłudzacze. O ile w kwestii prawnej w tym momencie wszystko się wyjaśnia, od strony proceduralnej historia dopiero zaczyna być ciekawa.

Prawnicy, trolle, hackerzy

Wszystko zaczęło się od pozyskania adresów IP osób korzystających z serwisu RedTube za czym stała szwajcarska firma The Archive. Co istotne – według Szwajcarów jest to firma-duch, o której tak naprawdę nic… nie wiadomo. The Archive współpracowało z amerykańskim ITGuards, które stworzyło program o nazwie Gladi zajmujący się polowaniem na piratów. W wyniku dziennikarskiego śledztwa również o ITGuards udało się… prawie niczego nie dowiedzieć. Pod podanym w sieci adresem firma do grudnia jedynie wynajmowała skrzynkę pocztową, a od tamtego czasu zupełnie rozpłynęła się w powietrzu.

Rzecz w tym, że eksperci od zabezpieczeń przerzucają się w pomysłach co do tego w jaki sposób program Gladi 1.1.3. wszedł w posiadanie adresów IP podejrzanych osób, choć co do żadnej z hipotez nie ma pewności. Zdaniem niektórych winna mogła być fałszywa strona Retdube.net, na którą użytkownicy trafiali albo przez pomyłkę, albo w wyniku działania jakiegoś złośliwego wirusa. Jeszcze bardziej spiskowe teorie podejrzewają, że firma ITGuards wykupiła na ramach RedTube reklamę, która zawierała w sobie wirusa/złośliwe cookies wyłapujące dane użytkowników. Pierwszy wariant wydaje się o tyle prawdopodobny, że część pozwanych zapierała się w kwestii tego, że nigdy w życiu nie znaleźli się na łamach RedTube. Z drugiej strony – charakter witryny kazał nawet wobec tych deklaracji pozostawać nieco sceptycznym. Dziennikarze przerzucają się w argumentach na temat tego czy mieliśmy do czynienia z hackerstwem, phishingiem czy jeszcze innym rodzajem cyberprzestępstw, o naruszeniu ochrony danych osobowych nie wspominając. Bo co do tego, że ITGuards naruszyli prawo – nie ma wątpliwości.

Ale nie tylko etap pozyskiwania adresów był kompromitujący. Nie spisał się również sąd w Kolonii, który na wniosek adwokata wydał zezwolenie na identyfikację wskazanych adresów IP, ponieważ nie rozróżniał streamingu od wymiany P2P i problematyki ich legalności. O tym jak wielki błąd popełniono, sędziowie zorientowali się dopiero pod koniec stycznia, jednocześnie odwołując wezwania do zapłaty.

W nieciekawej sytuacji znajdują się obecnie prawnicy Urmann und Kollegen, w sprawie których postępowanie prowadzi niemiecka prokuratura zarzucając m.in. składanie fałszywych zeznań. Również amerykańska i szwajcarska firma mogą mieć problemy ze swoimi wymiarami sprawiedliwości. Niemieccy adwokaci nie zamierzają jednak spocząć na placu boju i już teraz zapowiadają, że koloński sąd odpowie finansowo za popełnione błędy, ponosząc koszty postępowania, wysyłki wezwań do zapłaty, itd. które ostatecznie zostały odwołane.

Na podstawie: Dziennika Internautów, Gazety Wyborczej, Heise
 Fot. tytułowa: Christian Javan/Flickr  ze zmianami, CC BY 2.0