Zmasowany atak copyrightowych trolli – moje stanowisko

Przewijaj

Od kilku dni w sieci można przeczytać o zmasowanym procederze otrzymywania przez internautów wezwań do zapłaty z tytułu naruszenia praw autorskich – a to od “kancelarii” Lex Superior, a to z kolei od “kancelarii” Muraal. Czy akurat te dwie firmy trudnią się copyright trollingiem – tego nie wiem. Ale przy okazji tych dwóch, bardzo medialnych spraw, chciałbym poświęcić chwilę na dyskusję o samym zjawisku.

1. Nie każde wezwanie do zawarcia ugody, wezwanie do naprawy szkody, przedsądowe wezwanie do zapłaty itd. stanowi przykład copyright trollingu. Internauci to grupa społeczna, która notorycznie narusza prawo autorskie, często przez jego nieznajomość, a często działając z premedytacją. Twórcom należy się ochrona oraz ewentualne odszkodowanie z tytułu naruszenia ich praw. Istnieje wiele kancelarii prawniczych lub podobnych instytucji, które działając rzetelnie, w dobrej wierze, wykonując swoje zawodowe obowiązki, walcząc z osobami naruszającymi prawo i interesy ich klientów.

2. Nie zawsze możliwe jest ustalenie precyzyjnych okoliczności naruszenia prawa autorskiego i zabezpieczenie dowodów technicznych tego naruszenia, szczególnie w ramach sieci P2P, jednakże profesjonaliści zajmujący się tą problematyką, w swoich pismach najczęściej w możliwie precyzyjny sposób określą czas, w którym doszło do naruszenia oraz jego okoliczności.

W przypadku spraw prowadzonych przez Lex Superior i Muraal, spotkałem się już z pismami do starszych osób, które na przykład w ogóle nie posiadały  komputera, a internet (jakkolwiek nieekonomicznie to brzmi) był po prostu częścią ich multimedialnego pakietu.

3. Firmy Lex Superior i Muraal nie powinny używać nazwy “kancelaria”. W 2008 roku Sąd Najwyższy stanowczo potępił praktykę nazywania kancelariami prawnymi instytucji, które nie są prowadzone przez adwokatów lub radców prawnych. Nie byłoby w tym nic złego, w zakresie nowoczesnych dziedzin prawa prywatne firmy doradcze często radzą sobie nawet skuteczniej niż klasyczne kancelarie. Jednakże używanie takiego właśnie określenia przez prywatne firmy, co do których nie mamy pewności czy pracuje w nich przynajmniej jeden prawnik, może sugerować wolę wzbudzenia szczególnego autorytetu i wywierania w ten sposób dodatkowej presji u potencjalnego odbiorcy.

4. Skoro o presji mowa. Lex Superior wysyła pisma związane z rozsyłaniem w sieci P2P treści pornograficznych przygotowywanych przez wytwórnię Podrywacze.pl. Nie chcę przesądzać jak to jest w tym wypadku, jednakże kilka miesięcy temu opisywałem historię copyrightowych trolli z Niemiec, którzy sporą część swojego sukcesu zawdzięczali tematyce sporu – serwisowi RedTube.  Upokorzeni adresaci pism nie analizowali nawet czy rzeczywiście naruszyli prawo, pokornie przystając na ugody, starając się uniknąć niezręczności w swoim bezpośrednim otoczeniu.

5. Wspomniana historia niemieckich prawników-hackerów, była dość głośna z jeszcze jednego powodu – w posiadanie baz danych klientów odwiedzających serwis RedTube weszli oni w sposób nielegalny, dobierając się do danych operatorów. W przypadku sieci P2P, pojawiającej się w sprawach Lex Superior i Muraal, dotarcie do takich informacji jest wprawdzie o wiele prostsze dla zewnętrznego podmiotu, jednakże wielu dotkniętych pismami internautów podtrzymuje, że z takich sieci nie korzysta i w tym wypadku mogło dojść raczej do nieuprawnionego wejścia w posiadanie bazy danych osobowych klientów operatora, niż przyłapaniu ich na gorącym uczynku.

6. Rozsyłanie tego typu wezwań metodą “na chybił trafił” w oczywisty sposób nie dodaje im więc wiarygodności, a dla mnie prywatnie jest podstawową przesłanką podejrzenia o copyright trolling.

7. Niektóre pisma sprawiają wrażenie dość solidnie skonstruowanych wezwań do zapłaty, podczas gdy inne nie są nawet w stanie precyzyjnie określić, jaka jest rola nadawcy w całej sprawie i jakie prawa przysługują mu do rzekomo bezprawnie rozpowszechnionych utworów.

Pisma wzywają wprawdzie do zawierania ugód, jednak takie ugody są skuteczne na gruncie prawa cywilnego. Z drugiej strony równolegle “straszą” prowadzeniem stosownych postępowań przez prokuraturę. Może być więc tak, że często wbrew zapewnieniom z tych pism, nie uwolnimy się od ewentualnej odpowiedzialności karnej (o ile taka w ogóle zaistnieje, co wcale nie wynika z podawanych informacji w sposób jednoznaczny).

8.  Udowodnienie naruszenia prawa autorskiego przez internet jest bardzo trudne. Zdaje sobie z tego sprawę firma Muraal, która w swoich pismach asekuruje się przed ewentualnymi kontrargumentami, informując m.in. o tym, że internauta powinien zadbać o zabezpieczenie swojego routera (tak, by np. jego sąsiad nie dokonywał naruszeń w jego imieniu). Moim zdaniem prawo nie nakłada na nas takiego obowiązku, takiemu poglądowi nie sprzyja również światowe i polskie orzecznictwo (choć – być może – powinno, ale to problem na inną dyskusję).

O ile jeszcze na gruncie procesu cywilnego domniemywanie, że posiadacz łącza internetowego odpowiada za naruszenia jest – acz bez przekonania – możliwe, to w procesie karnym takie przypuszczenie byłoby nie do przyjęcia. To kolejny element presji wywieranej na internautach.

9. Co zrobić, jeśli otrzymaliśmy pismo od firm działających w podobny sposób?

Moja ocena – i proszę nie traktować tego w charakterze porady prawnej – jest następująca. Pisma tego typu powinny zostać zignorowane z różnym rodzajem intensywności, w zależności od tego czy podejrzewamy, że mogła się w nich znaleźć namiastka uzasadnionych zarzutów czy też z zarzucanymi nam działaniami nie mamy nic wspólnego.

Wszelkie próby kontaktu z nadawcami są stratą czasu i pieniędzy, ponieważ niektóre z tych firm posiadają linie telefoniczne o stawkach minutowych typowych dla audiotele, a nie – jak lubią o sobie mówić – “kancelarii prawnych”. Rozmowa telefoniczna przedstawi nam stanowisko wyłącznie drugiej strony sporu, być może manipulując i naginając okoliczności na swoją korzyść w sposób podobny, jak ma to w przypadku sformułowań zawartych w pismach.

Proszę pamiętać: kancelaria prawna, a co dopiero “kancelaria” prawna są tylko stronami w procesie i nie należy im przypisywać właściwości sądu. Proszę wybaczyć trywializację tego porównania, ale być może wielu internautom pomoże ono w zrozumieniu swojej sytuacji. To trochę tak, jak gdybyśmy pokłócili się z sąsiadem – i jego racja nie będzie w tym sporze ani trochę większa, nawet jeśli napisze sobie kredą na drzwiach “prezes General Motors”.

10. Nie mogę państwu obiecać, że zignorowanie tego rodzaju pism nie doprowadzi w ostatecznym rozrachunku do spraw cywilnych czy karnych z tytułu naruszenia prawa autorskiego. Z całą jednak pewnością, ich nadawcy (lub też reprezentujące je profesjonalne kancelarie) będą musieli przedstawić na poparcie swoich zarzutów dość solidne dowody zarzucanych czynów, wiążące je z osobą adresata. A to zadanie wcale nie musi być łatwe.

Zwłaszcza, że większość podmiotów trudniących się praktykami wysyłania pism tego typu, liczy raczej na strach, uległość i niewiedzę ich odbiorców.

Niestety, problem copyright trollingu to tak naprawdę przede wszystkim ogromny problem dla prawa autorskiego. Jego respektowanie i realizowanie wynikających z ustawy uprawnień (patrz pkt. 1 niniejszego artykułu) będzie w kolejnych latach coraz trudniejsze, choćby ze względu rosnącego sceptycyzmu internautów, nauczonych w ostatnich latach złymi doświadczeniami. Obawiam się jednak, że w interesie społecznym jest w tego typu wezwania coraz częściej wątpić – a będzie ich więcej – i dążyć do otwartej konfrontacji, nawet przy ewentualnym ryzyku sądowej porażki. W przeciwnym wypadku wszyscy będziemy dostawali tego typu pisma z częstotliwością ulotek pobliskiego hipermarketu.

1 Comment

Submit a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *