Wyrok Trybunału Sprawiedliwości o linkach – postęp, ale nie rewolucja

Przewijaj

Wczoraj rano na łamach Techlaw pisałem o kolejnym orzeczeniu polskiego sądu w sprawie linkowania i problemów związanych z tym tematem. Tymczasem w międzyczasie pojawił się istotny w tej kwestii wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, na co zwróciła uwagę ekipa bloga IP w sieci

Wyrok w języku polskim można przeczytać na łamach Techlaw, a poniżej krótkie jego omówienie. Istotne jest jednak podkreślenie, że wyrok odnosi się bezpośrednio do dyrektyw związanych z ochroną własności intelektualnej, w związku z czym należy go rozpatrywać pod kątem naruszenia prawa autorskiego w wyniku linkowania (lub embedowania, o czym wspominałem przy sprawie Kinomaniaka). Przynajmniej na tę chwilę, teoretycznie nie ma więc bezpośredniej relacji między nim, a wczorajszymi doniesieniami o hiperłączach w zw. z naruszeniem dóbr osobistych.

Niedźwiedzia przysługa?

W sprawie, która znalazła się przed TS, jedna ze szwedzkich stron internetowych zarzucała drugiej, że… linkuje do ich treści. Czy twórca strony internetowej mógłby marzyć o czymkolwiek innym? A jednak, nie spodobało się to autorom witryny, do której prowadziły odnośniki. Uznali, że praktyka ta może sprawiać wrażenie, jak gdyby treści te należały do strony odsyłającej. Powodowie prezentowali swoje racje, podpierając się przy tym bardzo odważnymi argumentami, gdyż podążając za przyjętą przez nich logiką, można by było pozywać nawet czytniki RSS.

powodowie w postępowaniu głównym podnieśli m.in., że Retriever Sverige naruszyła ich wyłączne prawo do podawania swych utworów do publicznej wiadomości

Pozwani odpowiadali:

Odpierając zarzuty Retriever Sverige twierdzi, że udostępnienie listy linków do dzieł publicznie udostępnionych na innych stronach internetowych nie stanowi działania mogącego naruszyć prawa autorskie. Retriever Sverige podnosi również, że nie dokonała żadnej transmisji chronionego utworu, a jej działanie ograniczało się do wskazania swoim klientom stron internetowych, na których znajdowały się interesujące ich utwory.

Szwedzki sąd zrobił to, co rozsądne polskie sądy już dawno w kwestii linkowania powinny zrobić i zwrócił się do Trybunału Sprawiedliwości z pytaniami prejudycjalnymi.

To ważny wyrok, ale wiele nie zmienia

Dokonując szczegółowej analizy stanu faktycznego, Trybunał Sprawiedliwości bazując na swoich poprzednich wyrokach i wnikliwej analizie artykułu 3 ust. 1 Dyrektywy 2001/29/WE przedstawił kilka interesujących wniosków związanych z interpretacją przepisów na temat linkingu.

Należy stwierdzić, że udostępnienie odnośnych utworów za pośrednictwem linku, na który można kliknąć, takiego jak w postępowaniu głównym, nie prowadzi do udostępnienia odnośnych utworów nowej publiczności.

Publicznością, do której skierowane było bowiem pierwotne udostępnienie, byli wszyscy potencjalni odbiorcy danej strony, ponieważ – jako że dostęp do utworów na tej stronie nie był poddany żadnym ograniczeniom – wszyscy internauci mogli więc mieć do niego wolny dostęp. (…)

Wszyscy użytkownicy innej strony, na której sporne utwory były udostępniane za pośrednictwem linków, na które można kliknąć, mogli bezpośrednio dotrzeć do tych utworów na stronie, na której były one pierwotnie udostępnione, bez potrzeby aktywnego udziału podmiotu zarządzającego tej innej strony internetowej, użytkowników strony administrowanej przez tego ostatniego należy uważać za potencjalnych odbiorców pierwotnego udostępnienia i w związku z tym za część publiczności wziętej pod uwagę przez podmioty prawa autorskiego, gdy udzieliły one zezwolenia na pierwotne udostępnienie.

Bardzo rozsądna logika Trybunału zauważa, że treść opublikowana w sieci na ogólnodostępnym portalu staje się dziełem o charakterze publicznym. Jeśli link prowadzi do powszechnie dostępnej treści, to trudno jest to poczytywać jako naruszenie prawa, ponieważ siłą rzeczy nie dystrybuuje go nowej publiczności, która nie mogła zapoznać się z nim wcześniej we własnym zakresie.

Pewne wątpliwości mam jedynie względem kolejnego zastrzeżenia Trybunału, który bagatelizuje sytuację, w której “internauci klikają na sporny link i ukazuje się utwór stwarzając wrażenie, że jest wyświetlany ze strony, na której znajduje się ten link, podczas gdy utwór ten pochodzi w rzeczywistości z innej strony“. Nie do końca wiadomo o jakiej sytuacji mowa, czy u góry strony pojawia się po prostu ramka strony odsyłającej, a na dole treść docelowej (takie praktyki stosują często agregatory linków, np. popularny Wykop.pl) czy też ktoś na przykład w ordynarny sposób pobiera sobie na swoją witrynę tylko część zawartości innej w ramach ramek, wprowadzając przy tym istotnie w błąd co do tego, która witryna serwuje dane treści. Zakładam, że rozsądny Trybunał odnosi się jednak do pierwszej sytuacji, bo w przypadku tej drugiej moglibyśmy nie tylko doszukiwać się (w mojej ocenie) naruszania praw autorskich, ale i znamion nieuczciwej konkurencji. To tak zwany framing, zagadnienie prawu jeszcze bardziej obce i niezbadane niż, jakkolwiek trudno w to uwierzyć, linkowanie.

Piratom ten wyrok nie pomoże

Spod tego grona dozwolonego linkowania orzeczenie wyłącza jednak sytuacje, w których hiperłącze prowadzi do treści, które nie są publicznie dostępne dla czytelników portalu docelowego. Prawdopodobnie ma tu na myśli różnego rodzaju treści premium dla czytelników abonamentowych, jak choćby coraz popularniejszą praktykę chowania zawartości za “Paywallem”, którą chętnie stosują serwisy internetowe, od jakiegoś czasu np. Rzeczpospolita, a od niedawna Wyborcza.pl. Jest to kolejne słuszne spostrzeżenie Trybunału i dobrze, że znalazło się w tym wyroku.

Pamiętacie może sprawę polityka, który na Facebooka wrzucił piosenkę rapera o pseudonimie Doniu, a ta – jak się okazało – na YouTubie znalazła się w sposób bezprawny? Polityk przegrał wówczas w sądzie i musiał płacić odszkodowanie muzykowi z tytułu naruszenia praw autorskich. Gdzieniegdzie pojawiają się głosy, że dzięki nowemu wyrokowi ten polityk, jak również piraci z for linkujących np. do RapidShare i innych usług tego typu mogą czuć się bezpieczni. Nic bardziej mylnego.

Bo przecież wyrok ten ogranicza się do:

  • treści, które zostały już udostępnione publicznie
  • na dodatek zostały udostępnione publicznie przez posiadacza(!) praw autorskich do tych treści

 Na co wskazuje nawet fragment wyroku odwołujący się do art. 3 ust. 1 dyrektywy, który o momencie publikacji (publicznego udostępnienia utworu) w pierwotnym portalu musi trafić tam za zgodą twórcy.

15      W kwestii tej z art. 3 ust. 1 dyrektywy 2001/29 wynika, że każda czynność publicznego udostępniania utworów wymaga zezwolenia podmiotu praw autorskich.

Innymi słowy, omawiany wyrok Trybunału Sprawiedliwości w świetle pojmowania linków na gruncie prawa autorskiego nie zmienia tak wiele, jak podają niektóre serwisy informacyjne. Dobrze, że takie orzeczenie się pojawiło, pozwoli na oddalenie wielu – za przeproszeniem – bzdurnych powództw (to szwedzkie, prawdę powiedziawszy, sformułowano bardzo na wyrost) i jednocześnie gwarantuje rozwój internetu w jego obecnej, rozsądnej formie.

Z drugiej strony, w świetle niniejszego orzeczenia – co mnie osobiście mimo wszystko jednak cieszy – bronić nie będą mogli się np. piraci. Oczywiście nadal będzie uderzało to także w nieświadomych użytkowników sieci, dalej nie mamy praktyki postępowania z linkami, których zawartość zmienia się bez wiedzy linkującego, dalej wrzucając film z YouTube’a na Facebooka, jeśli znalazł się tam nielegalnie, możemy ponosić odpowiedzialność prawną. Trybunał Sprawiedliwości metodą małych kroków wprowadził wczoraj jednak małą namiastkę porządku w tej najbardziej pilnej kwestii związanej z linkowaniem.

A jeśli artykuł Wam się spodobał – linkujcie go dalej! I tak bym się nie pogniewał, ale teraz macie to na papierze ;-).

 Fot. tytułowa: Anthony Ryan/Flickr  ze zmianami, CC BY-SA 2.0 i  Yanni Koutsomitis/Flickr ze zmianami, CC BY 2.0

Submit a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *