W związku ze zmianami w regulaminie, Facebooka opanował nowy łańcuszek. A raczej stary łańcuszek, ponieważ to kolejny nawrót tej samej choroby, która zresztą stała u fundamentów założycielskiego manifestu techlaw.pl sprowokowanego kompletnym brakiem zrozumienia prawa autorskiego przez polskich internautów.
Chaos informacyjny potęgują dodatkowo masowo rozsyłające informację osoby publiczne: sportowcy, artyści, politycy, a nawet(!) prawnicy. Choć akurat tego typu artykuł to tzw. “woda na młyn” branży prawnej, udowadniając, że powrzucanie do wypowiedzi przepisów kodeksu karnego i międzynarodowych konwencji samo z siebie nie wynosi go do rangi poważnego dokumentu. Jest wręcz odwrotnie – popularny łańcuszek, który od czasu do czasu opanowuje serwis Marka Zuckerberga, to – wybaczcie trywialną dosadność – po prostu bełkot.
Nie zagłębiając się przesadnie w treść łańcuszka, który losowo wplata niezwiązane przepisy i sformułowania (“FB jest teraz firmą publiczną” – ??), w bardzo telegraficznym skrócie rozjaśnię kilka istotnych kwestii dotyczących regulaminu Facebooka w kontekście prawa autorskiego.
1. Jest prawdą, że Facebook zmienia swój regulamin (aktualizacja zacznie obowiązywać od początku 2015 roku), ale zmiany nie dotyczą zagadnień związanych z prawem autorskim do np. naszych zdjęć, które są tam uregulowane w ten sam sposób od przynajmniej kilku lat. Aktualizacja normuje głównie zmiany w funkcjonowaniu serwisu, które były dokonywane na przestrzeni ostatnich miesięcy, szczególności w zakresie wzmożonej ochrony prywatności użytkowników czy kwestii reklamowych – np. poprzez ograniczenie witrynie możliwości śledzenia naszych preferencji i dobierania na tej podstawie odpowiednich reklam.
2. Deklarowanie w łańcuszku faktu przysługiwania nam praw autorskich do naszych zdjęć czy filmów jest zupełnie nieuzasadnione, ponieważ jest to oczywistością, która wynika z treści ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Tzn. tak naprawdę rzadko kiedy posiadamy prawa autorskie do zdjęć, na których jesteśmy (pomijając selfie), ale dziś zostawmy tę dygresję na boku, żeby nie wprowadzać niepotrzebnego zamętu. Facebook doskonale o tym wie i nie uzurpuje sobie praw do naszych treści w zakresie szerszym niż jest to konieczne (patrz pkt. 4).
3. Odrzucając na bok treść – publikacja tego typu wpisu na profilu w serwisie Facebook w żaden sposób nie jest dla jego administracji wiążąca. Może nie jest to do końca analogiczny przykład, ale to troszkę tak, jak gdyby wsiąść do autobusu komunikacji miejskiej i krzyczeć, że nie trzeba kasować biletu. Wiążący jest regulamin, który akceptujemy w chwili rejestracji w serwisie.
4. Regulamin w zakresie prawa autorskiego na Facebooku głosi:
Użytkownik jest właścicielem wszystkich treści i informacji publikowanych przez siebie w serwisie Facebook i może określać sposób udostępniania ich poprzez ustawienia prywatności oraz ustawienia aplikacji. Oprócz tego:
W przypadku treści objętych prawem własności intelektualnej (IP, ang. intellectual property), takich jak zdjęcia i filmy, użytkownik przyznaje nam poniższe uprawnienia zgodnie z wprowadzonymi przez siebie ustawieniami prywatności i ustawieniami aplikacji: użytkownik przyznaje nam niewyłączną, zbywalną, obejmującą prawo do udzielania sublicencji, bezpłatną, światową licencję zezwalającą na wykorzystanie wszelkich treści objętych prawem własności intelektualnej publikowanych przez niego w ramach serwisu Facebook lub w związku z nim (Licencja IP). Licencja IP wygasa wraz z usunięciem przez użytkownika treści objętych prawami własności intelektualnej lub konta, o ile treści nie zostały udostępnione innym osobom, które ich nie usunęły. (…)
Zapis ten należy rozumieć w ten sposób: wszelkie prawa do własności intelektualnej, którą wrzucamy na Facebooka należą do nas. Wraz z rejestracją w serwisie i akceptacją regulaminu udzielamy jednak witrynie licencji na wykorzystywanie wgrywanych przez niego treści. Choć dla przeciętnego polskiego internauty może to wszystko brzmieć bardzo groźnie, nie należy zapominać, że Facebook wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych, gdzie prawnicy zawsze dmuchają na zimne.
W tym punkcie Facebook zabezpiecza się przed tym, że komuś mogłoby się nie spodobać na przykład wyświetlanie jego zdjęcia profilowego na czacie usługi czy na jakimś fanpage’u pokazując, że go polubiliśmy (co zresztą można ograniczyć w ramach ustawień prywatności i regulamin także o tym wspomina). Zapis ten istnieje także po to, byśmy na przykład nie szukali odpowiedzialności, gdy ktoś udostępni nasze treści za pośrednictwem opcji “share/udostępnij”. Ponadto, regulamin zakłada też udzielanie sublicencji zewnętrznym podmiotom, ale i tutaj wbrew pozorom nie chodzi o zezwolenie firmie produkującej odzież na stworzenie koszulek z naszą podobizną. Jest to raczej związane z takimi funkcjami jak “zaloguj przez Facebooka”, gdzie przy użyciu naszego konta możemy utworzyć analogiczne konto w serwisach typu Feedly albo Filmweb.
Wreszcie – zapewne kojarzycie takie gry jak Texas Hold’em Poker czy FarmVille od producenta Zyngi. Mogliście w nich spotkać również swoich znajomych wraz z ich avatarami. Między innymi właśnie w tym celu istnieje ten zapis regulaminu. Gdyby nie on, z pewnością niejeden (szczególnie Amerykanin) zawędrowałby z Facebookiem do sądu.
5. Zjeść Facebooka i mieć Facebooka
Jak już zapewne widzicie, Facebook nie jest jakimś eksterytorialnym systemem w materii ochrony własności intelektualnej. Stosowne zapisy regulaminowe nie uderzają w nasze polskie pojmowanie sprawiedliwości czy prawa autorskiego, a raczej starają się zabezpieczać interesy serwisu przed pomysłowymi pozwami najbardziej kreatywnych prawników. Jeżeli jednak z jakiegoś powodu nam to nie odpowiada, nie da się tego rozwiązać inaczej jak poprzez usunięcie ze strony treści, o których los się obawiamy, ostatecznie przez zmianę ich ustawień prywatności na widoczne tylko dla nas (przy czym serwis zastrzega, że nawet gdy zostaną usunięte, przez uzasadniony czas mogą pozostawać na serwerze, a więc będą dostępne przez bezpośredni link np. do pliku *.jpg).
Jeżeli regulamin Facebooka nie odpowiada nam w zakresie wszystkich treści, które na niego wgrywamy, nie da się rozwiązać tego inaczej – należy usunąć konto. Nie można bowiem korzystać z czyjegoś serwisu, a następnie w postaci niezbyt sensownych łańcuszków dyktować mu na jakich zasadach będziemy współpracowali.
To w zasadzie tyle w tej niezwykle palącej kwestii. Głoście dobrą nowinę, zwalczajcie łańcuszki i nie zapomnijcie odwiedzić Techlaw.pl na Facebooku.
Fot. tytułowa: mkhmarketing – CC BY 2.0
Przede wszystkim w ustawie o pr.aut. są zapisy dotyczące wizerunku, które jak najbardziej chronią przed takim zachowaniem. Ponadto inne przepisy dotyczące wykorzystywania utworu pewnie też miałyby tu zastosowanie jeśli sztukę uwiecznioną przez tych fotografów i dziennikarzy można uznać za utwór. Jeżeli wykorzystuje to telewizja innego kraju to wykorzystaj ustawę polską i poszukaj w prawie unijnym. Istnieje pewnie szansa na odszkodowanie.